Nie taki urząd straszny
– Dzień dobry! – Marcel opadł na obite czerwonym pluszem krzesło szczęśliwy, że tak szybko udało mu się znaleźć wolne okienko.
– Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – zapytała urzędniczka i uśmiechnęła się zachęcająco.
– Bo widzi pani… – zaczął Marcel niepewnie, wciąż zły na siebie za własne niedopatrzenie. – Machnąłem się w ostatnim zeznaniu, o ładne kilka stówek się machnąłem, no i chciałbym złożyć korektę…
– Ależ niech się pan nie martwi, każdemu może się zdarzyć – zapewniła go skwapliwie kobieta. – Proszę pokazać te dokumenty, zaraz znajdziemy, co tu się nie zgadza, i prędziutko wszystko poprawimy. A w międzyczasie może zechce się pan czegoś napić? O, i ciasteczka mamy, akurat dziś pierniczki, świeżutkie, ze śliwkowym nadzieniem, niech pan się częstuje.
– Chętnie. – Marcel posłał urzędniczce pełen wdzięczności uśmiech. Całe zdenerwowanie zaczęło go już opuszczać i teraz dopiero z całą siłą dotarło do niego to charakterystyczne połączenie aromatu świeżej kawy i ciastek, woni tuszu i papieru oraz delikatnej nutki rozsiewanej przez ustawione przy każdym okienku wazony kwiatów. Zapach, który od dziecka kojarzył mu się z urzędem skarbowym, teraz też napełnił go takim cudownym poczuciem spokoju.
– Dobre te pierniczki, rzeczywiście – pochwalił nawet, nim wsadził sobie do pyska trzecie z rzędu ciasteczko. – W zeszłym roku mieliście z truskawkowym, pani Lusia bardzo je zachwalała… A właśnie, gdzie jest pani Lusia? Nie widać jej jakoś ostatnio...
Urzędniczka odruchowo się zgarbiła, a jej sierść gwałtownie zmieniła kolor z turkusowego na brunatny. Marcel mógłby przysiąc, że nawet kolce na grzbiecie kobiety jakby się skuliły.
– Ćśś! – Ostrzegawczo przytknęła zakrzywiony szpon do pyska, a potem z niepokojem obróciła czułki na wszystkie strony, skanując wzrokiem otoczenie. – Powiem panu w sekrecie, bo pan taki miły, ale proszę nikomu nie powtarzać – szepnęła wreszcie. – Pani Lusia już tu nie pracuje. Widzi pan, coś jej się chyba w obu łbach przewróciło i zrobiła się paskudnie niemiła dla petentów. Poganiała ich, zapominała o częstowaniu ciasteczkami i w ogóle. Aż w końcu przebrała się miarka. – Urzędniczka jeszcze bardziej ściszyła głos i złapała Marcela za jedną z macek, by zmusić go do pochylenia się jeszcze bliżej. – Podniosła głos na jednego biedaka za to, że zapomniał przynieść jakiegoś zaświadczenia, wyobraża pan sobie?
Oboje wzdrygnęli się jak na komendę, przerażeni tą wizją.
– I co? – zapytał Marcel równie konspiracyjnym szeptem. – Zwolnili ją?
Urzędniczka wzruszyła ramionami.
– Skąd. Po prostu przenieśli ją do urzędu dla ludzi.
Image by Freepik.
Komentarze
Prześlij komentarz