W samo południe

Stary renault, polna droga i upalny letni dzień – co może pójść nie tak?  #dreszczerwiec – odsłona trzecia i „dreszczyk w podróży”.



W samo południe


Stary, kiedyś chyba złoty, teraz bardziej bury renault leniwie jechał piaszczystą drogą między polami, niemal doskonale wtapiając się w otoczenie. Mimo spokojnego tempa i tak wzbijał tumany kurzu. Nie padało od wielu tygodni, łany pszenicy smętnie zwiesiły kłosy, nieporuszane nawet najlżejszym wiatrem. Słońce stało wysoko nad ziemią, żar lał się z nieba. Auto nie miało chyba nawet klimatyzacji, bo mimo kurzu oba przednie okna były całkowicie otwarte, a kierowca – mężczyzna w średnim wieku, o czerwonej twarzy i rzadkich płowych włosach – co i rusz ocierał pot z czoła.

Dziewczyna wyrosła jakby spod ziemi – a może raczej spomiędzy kłosów pszenicy. Logika podpowiadała, że gdzieś między polami musiała znajdować się i wieś, ale w zasięgu wzroku nie było widać żadnych ludzkich siedzib. Kierowca miał zatem wszelkie powody, by wyglądać na zaskoczonego. Dziewczyna była jednak młoda i ładna, nic więc dziwnego, że na jej widok natychmiast wdepnął hamulec.

– Może podwieźć? – zagadnął nieznajomą, jednocześnie z uznaniem wiodąc wzrokiem wzdłuż jej opalonych nóg, ledwo osłoniętych krótką białą sukienką.

– Właśnie na to liczyłam. – Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie i bez wahania ruszyła w stronę drzwi pasażera.

Kierowca ani na moment nie spuścił z niej wzroku, ale jednocześnie ukradkiem zsunął obrączkę z palca i wetknął ją do kieszeni. Dopiero chwilę po tym, jak pasażerka zajęła miejsce obok niego, opamiętał się i skierował spojrzenie z powrotem na drogę.

– Dokąd? – zapytał, ruszając.

– Do miasta – padła zwięzła odpowiedź.

– A można wiedzieć którego?

Ton mężczyzny miał być chyba żartobliwy. Choć niezbyt mu wyszło, dziewczyna roześmiała się perliście.

– Obojętnie – odpowiedziała i posłała kierowcy spojrzenie, pod którym spocił się jeszcze bardziej.

– Jak sobie życzysz, złotko – wymamrotał i dodał gazu.

Przez kilka minut jechali w milczeniu i tylko zerkali na siebie ukradkiem. W końcu dotarli do końca pól i droga skręciła w niewielki, ale dość gęsty zagajnik. Wtedy  dziewczyna niespodziewanie pochyliła się i delikatnie oparła dłoń na kolanie kierowcy.

– Co powiesz na mały przystanek? – mruknęła zalotnie.

– Właśnie na to liczyłem. – Mężczyzna wyszczerzył zęby.

Zjechał na pobocze, zgasił silnik i niespiesznie odpiął pas. Dziewczyna poszła jego śladem, ale wolną ręką nadal delikatnie, jakby od niechcenia gładziła go po udzie. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, uśmiechnęła się szeroko. Potem oblizała się drapieżnie, a spomiędzy jej warg wychynęły długie, ostre kły. 

Ułamek sekundy później twarz dziewczyny wykrzywiła się w upiornym grymasie, a z ust wydobył się piekielny skowyt.

– Szach-mat, złotko. – Kierowca jeszcze raz przekręcił srebrny sztylecik w trzewiach pasażerki, tak dla pewności, a potem z obrzydzeniem strącił jej dłoń (teraz wyposażoną w pięć długich, zakrzywionych pazurów) ze swojego uda.

– Pieprzony łowca – wydusiła dziewczyna resztkami sił. Chwilę potem jej ciało rozpadło się w pył, a na fotelu pasażera pozostała tylko smętna kupka ziaren pszenicy.

Kierowca obojętnie zgarnął je i wyrzucił przez otwarte okno, a następnie wyciągnął telefon.

– Kwestia południcy rozwiązana, za godzinę wpadnę po zapłatę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Monstera Deliciosa

Nie taki urząd straszny