Dom

Czas na nowe wyzwanie pisarskie od @autorka_sylwia_dec (IG): Dreszczerwiec. Na początek zapraszam Was do tajemniczego domku w lesie 🏘





Dom


– Ej, patrzcie, tam coś jest.

Maciek zatrzymał rower i zmrużył oczy. Między zaroślami majaczyło coś ciemnego. Dopiero po chwili dotarło do niego, że patrzy na poczerniałą ze starości ścianę niewielkiej drewnianej chatki, która przycupnęła na skraju skrytej w gęstwinie polanki.

– Jak to możliwe, że jeszcze nigdy na niego nie trafiliśmy? – Jadźka wyhamowała tuż obok i popatrzyła we wskazanym przez Maćka kierunku.

– Może jeszcze wczoraj go tu nie było? – wyszeptała Paula złowieszczo, zatrzymawszy się z drugiej strony. Potem roześmiała się w głos. – Chodźcie, obejrzyjmy go z bliska.

Maciek jeszcze raz zmierzył domek wzrokiem i przełknął ślinę. Było w nim coś dziwnie niepokojącego.

– Co ty, horrorów nie oglądasz? – spróbował zażartować. – Troje młodych ludzi znalazło tajemniczy opuszczony dom w środku lasu. Nikt więcej nie ujrzał ich wśród żywych – usiłował naśladować złowróżbny ton Pauli, nie miał jednak jej talentu aktorskiego, wypadło to więc dosyć blado.

– Już prawie druga, i tak czas na przystanek i kanapki – Jadźka poparła koleżankę.

Chcąc nie chcąc, Maciek ruszył za nimi. Jak by nie patrzeć, jedzenie było dość przekonującym argumentem.

Z bliska domek robił odrobinę mniej upiorne wrażenie, może dlatego, że choć wyraźnie stary, był w nie najgorszym stanie. Ściany i dach miał całe, co do okien zaś trudno było stwierdzić, ponieważ skrywały się za solidnymi okiennicami, których, podobnie jak i drzwi, nie dało się za nic otworzyć, nawet wspólnymi siłami. Nie żeby Maciek miał najmniejszą ochotę próbować, ale dziewczyny wjechały mu na ambicję.

– Nic z tego – stwierdził jednak po chwili.

– Porządna niemiecka robota – zażartowała Paula, stukając w okiennicę.

Maciek zamarł na moment i wytężył słuch.

– Nie rób tego więcej – mruknął, wciąż niepewny, czy rzeczywiście usłyszał coś w środku, czy tylko mu się wydało.

– Bo co, przyjdzie Baba Jaga i mnie zje? – zakpiła Paula.

– Najpierw musimy cię utuczyć. – Jadźka zdążyła już wrócić do roweru i teraz radośnie machała w ich stronę torbą z kanapkami.

Podczas posiłku rozmawiały głównie dziewczyny. Maciek usiłował uczestniczyć w rozmowie, ale co jakiś czas posyłał chatce podejrzliwe spojrzenia. Nadal nie mógł otrząsnąć się z poczucia, że są obserwowani. Nic się jednak nie działo i powoli także i on zaczął się odprężać. Zjedli, popili herbatą z termosu i zaczęli zbierać się do odjazdu. Czekali już tylko na Paulę, która udała się na stronę.

Niespodziewanie zza domku rozległ się przeszywający wrzask. Maciek i Jadźka natychmiast porzucili rowery i ruszyli pędem w stronę, gdzie przed paroma minutami zniknęła ich koleżanka. Maćkowi przemknęło przy tym przez myśl, czy nie rozsądniej byłoby jednak biec w przeciwnym kierunku. Nogi same jednak poniosły go śladem Jadźki.

Gdy wyłonili się zza węgła, dziewczyna zahamowała tak gwałtownie, że Maciek niemal się z nią zderzył. Z sercem w gardle wyjrzał zza jej pleców i ujrzał… Paulę pokładającą się ze śmiechu.

– Gdybyście tylko mogli zobaczyć swoje miny!

– To nie było śmieszne! – warknął Maciek i odwrócił się na pięcie.

– Ani trochę – Jadźka niby go poparła, ale w jej głosie mimo wszystko dało się słyszeć rozbawienie.

Maciek przygryzł wargę. Co jest, że panikuję jak przedszkolak na widok Buki? – ofuknął sam siebie w myślach.

– Możemy już jechać? – Odwrócił się do koleżanek z silnym postanowieniem, by wziąć się w garść. – To tylko głupia stara rudera – dorzucił, bardziej do siebie niż do nich.

*

Dopiero kiedy głosy ucichły i na polanie zapanowała cisza niezmącona nawet świergotem ptaków, Dom odważył się ruszyć. Stara rudera, wypraszam sobie – pomyślał gorzko i z oburzenia aż zaklekotał dachówkami. Jako że jednak nie było nikogo, na kim mógłby skupić swoją frustrację, po chwili oklapł i smutno zwiesił okiennice. I znów fałszywy trop, stwierdził. To, co wyczuwał od kilku dni, to była pewnie aura tego chłopaka. Smarkacz musiał mieć wśród przodkiń jakąś wiedźmę, w przeciwnym razie nie zdołałby go dostrzec. Na szczęście jednak tego skrawka mocy nie starczyło mu na sforsowanie okien i drzwi. Czary Pani wciąż działały.

Mimo to Dom czuł się przybity i rozczarowany. Jeśli nawet Pani kiedyś była w tej okolicy, to musiała odejść już dawno temu. W przeciwnym razie na pewno wyczułaby niebezpieczeństwo, jakie niosło za sobą pojawienie się tej trójki. Zawsze wiedziała, kiedy jej potrzebował. Zdążyła z pomocą, kiedy wieśniacy chcieli go spalić albo kiedy miejscowy hrabia kazał go rozebrać, bo zaburzał mu estetykę podczas polowania. W tamtych czasach Dom nie musiałby się kamuflować, a po prostu strzeliłby temu bezczelnemu dziewuszysku okiennicą w nos albo spuściłby jej na łeb dachówkę.

Pani jednak nie było, a poszukiwania znów utknęły w martwym punkcie.

Dom westchnął ciężko, wypuszczając chmurkę kurzu przez komin. Przez chwilę nasłuchiwał, czy nie zbliżają się nowi intruzi. W końcu wysunął kurzą nóżkę i długimi susami podążył w głąb leśnej gęstwiny.

__________

Obraz: Freepik

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Monstera Deliciosa

Nie taki urząd straszny