Szachy
Tajemniczy gość i partyjka szachów, czyli Iga i babka Agata tym razem nieco bardziej na poważnie... Ale nadal fantastycznie!
Szachy
Gość przyszedł punktualnie o szóstej. Drżącą ręką otworzyłam mu drzwi. Nawet kiedy podawał mi swój czarny płaszcz, nie zaszczycił mnie ani jednym spojrzeniem. Widocznie nie byłam dla niego dość interesująca. Całe szczęście.
Z babką Agatą przywitał się za to jak ze starą znajomą. Nie wiem, jak długo się znali. Przychodził, od kiedy pamiętałam. Dokładnie co trzy miesiące, zawsze w piątek i zawsze o szóstej. Wymieniali zdawkowe uprzejmości, oboje nie przestawali przy tym jednak śledzić każdego naszego ruchu, kiedy dawniej mama, a teraz ja rozkładałyśmy na stoliku do kawy starą szachownicę z hebanowego drewna.
Rozstawiając misternie rzeźbione kościane pionki na planszy, chwilami czułam na sobie jego wzrok. Może zresztą tylko mi się wydawało, ale nie potrafiłam nie zastanawiać się, czy tak samo czuła się w jego obecności mama. Wiedziałam jednak, że mogę nie poznać odpowiedzi, nim będzie za późno. Może zresztą nawet tak naprawdę wcale nie chciałam jej poznać? Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam nalewać herbatę, wciąż usilnie starając się nie spoglądać w jego stronę.
W saloniku zapanowała tymczasem grobowa cisza – znak, że babka i jej gość rozpoczęli już grę. Stawiając tacę na stoliku, z niepokojem zerknęłam na szachownicę. Na razie Agata miała przewagę i można było mieć nadzieję, że wygra tę partię. Zawsze wygrywała. Gość jednak nadal przychodził i cierpliwie czekał na ten dzień, kiedy w końcu to on wyjdzie z tej gry zwycięsko. Wszyscy wiedzieliśmy, że ze Śmiercią nie można było wygrywać w nieskończoność.
Komentarze
Prześlij komentarz